Plakat filmowy nie umiera. Przynajmniej nie dopóty, dopóki key arty ambitniejszych, niezależnych produkcji niezmiennie gwarantują stały, wysoki poziom, a fanowskie grafiki zapewniają tej dziedzinie sztuki dopływ oryginalnych pomysłów, których po Hollywood spodziewać się już raczej nie należy.
Mam wrażenie, że w tym roku wielkie wytwórnie wyjątkowo wyraźnie dały do zrozumienia, że plakat filmowy przestał mieć dla nich znaczenie; pozostanie niezbędnym, owszem, ale zarazem nieistotnym elementem promocji filmu. Zwiastuny, konwenty, marketing wirusowy i kreowanie hype'u w ogóle to coś, na czym filmowi giganci skupiają największą uwagę, ale wykluczając z udziału w zabawie postery; to tylko krok na drodze do wylądowania wśród reszty kiepskich okładek DVD/Blu-ray.
Mimo że mijający rok dość mocno uwydatnił to zjawisko, to nie jest ono wcale niczym nagłym ani tym bardziej zaskakującym. Zaryzykowałbym nawet stwierdzenie, że agonia hollywoodzkiego plakatu rozpoczęła się w 2008 roku wraz z premierą
The Dark Knight. Film
Christophera Nolana miał fenomenalną, przemyślaną kampanię, której trailery, akcje viralowe i wreszcie plakaty bardzo wysoko zawiesiły poprzeczkę innym blockbusterom. Minęło ponad 5 lat i jakoś nie jestem w stanie wskazać wysokobudżetowego filmu, którego plakat dorównywałby któremuś z najlepszych, jakimi może poszczycić się
Mroczny Rycerz. Zbieg okoliczności? Być może, ale na kolejne lata, a szczególnie wypchane do granic możliwości lato 2015, przewiduję wzmożony zalew wszystkiego, co w hollywoodzkim plakacie najgorsze.
Jak co roku zbiór najgorszych posterów to galeria hańby, w której znajdują się chyba wszystkie możliwe plakatowe przestępstwa, techniczne, estetyczne i merytoryczne, do wyboru do koloru. Jeśli jakiś trend był w 2013 roku najbardziej zauważalny i irytujący, to wynikające z olewczego podejścia chałturnicze paskudztwa, które łatwo można było pomylić z kiepskimi fan artam.
Zapraszam do zestawienia.